Rozdział nr2, który powstał w ostatnim tygodniu. Wydaje mi się, iż jest dosyć zjadliwy. Myślę, iż kolejne części będą się ukazywać co tydzień, w weekend. Osoby, czytające uprasza się o zostawienie danie znaku życia w postaci komentarza.
Nie niepokojona przez nikogo ponura postać siedziała na dachu wysokiego budynku, skąd miała dobry widok na mieszkańców przechodzących po ulicy oraz nieużywaną część szkolnego boiska, gdzie woźny trzymał niepotrzebne rzeczy.
Nie niepokojona przez nikogo ponura postać siedziała na dachu wysokiego budynku, skąd miała dobry widok na mieszkańców przechodzących po ulicy oraz nieużywaną część szkolnego boiska, gdzie woźny trzymał niepotrzebne rzeczy.
O tej porze plac było pusty. Uczniowie mieli zajęcia wewnątrz budynku. Postać zdjęła szarą maskę w kształcie głowy wilka i położyła ją obok siebie. Uważny obserwator rozpoznałby w niej Ayako Imaharę. Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę. Zapaliła i westchnęła. Wczoraj jej największe marzenie oddaliło się o co najmniej kilka lat. W finale zawodów, na oczach wszystkich, zmierzyła się na arenie z ostatnią przeszkodą: Itachim Uchihą. Stawką było wstąpienie w szeregi elitarnej gwardii ochronnej władcy kraju ognia. Tyle wyrzeczeń, przygotowań i treningów. Tak bardzo pragnęła przypomnieć o sobie i chwale swojego rodu. Tak bardzo pragnęła by ludzie przestali ją postrzegać przez pryzmat wydarzeń, które zdarzyły się gdy była dzieckiem. Wszystko na nic, zawiodła, zajęła drugie miejsce, które tak naprawdę nic jej nie dawało. Nie mogła sobie tego darować. Kłębiło się w niej wiele negatywnych emocji. Była rozczarowana, zawiedziona i wściekła. Nie dość że przegrała z członkiem znienawidzonego przez siebie klanu, to jeszcze za bardzo nie widziała co się dokładnie stało. Powinna uwolnić się z innego wymiaru, w którym zamknął ją jej rywal. Myślała, że dobrze przećwiczyła ten element walki. Zbyt duża pewność siebie doprowadziła ją do zguby. Itachi jak zwykle był lepszy i to on zamiast niej miał dziś wyjechać by zmienić swoją przyszłość. Tuż po walce miała jeszcze nadzieję, iż zajmie jego stanowisko i obejmie dowództwo Sekcji A - elitarnego oddziału Anbu. Zamiast tego poinformowano ją o przeniesieniu do drużyny 7. Dla niej była to forma degradacji. Od dzisiejszego dnia miała niańczyć grupkę dzieciaków. Przeklęła po raz kolejny Itachiego, zdjęła z szyi opaskę z metalową plakietką na której był wyryty znak jej rodzinnego miasta z literą A i zamknęła oczy przypominając sobie zdarzenia z poprzedniego wieczora.
*********************************************************************************
- Jestem tak jak prosiłaś Tsunade-sama. - powiedziała pojawiając się w jej biurze. Zanim dym opadł uklękła na jedno kolano nie podnosząc wzroku. Był późny wieczór, Piąta stała przy oknie. Po chwili odwróciła się i usiadła przy biurku. Ayako zerknęła na nią. Zauważyła, że przegląda karty osobowe. Spostrzegła dwie osoby stojące obok drzwi. Zdziwiła się. Pomyślała, iż otrzymano nowe informacje, zaraz dostanie nominację oraz kolejne zadanie. Myliła się.
- Myris domyślasz się dlaczego cię tu wezwałam?
-Sądzę, iż... wezwałaś mnie tutaj w związku z wygraną Itachiego Uchihy i nowymi informacjami o naszych przeciwnikach.
-Nie. Wezwałam cię tutaj w innej sprawie. Wiem, iż chcesz zająć jego miejsce ale mam dla ciebie inne zadanie. Wstań i zdejmij maskę.
Przez chwilę się zawahała. Pomyślała, że się przesłyszała ale wkońcu wykonała polecenie.
-Od dziś nie jesteś już w Sekcji A ani w Anbu. Twoje raporty zostały anulowane i zmienione. Twoje dane zostały wymazane z listy członków oddziałów specjalnych. Od dziś przestajesz nosić maskę. Od tej pory będziesz używać swojego prawdziwego imienia i nazwiska. Zostajesz przydzielona do drużyny siódmej. Zrozumiałaś?
Te słowa zabrzmiały dla niej jak wyrok. Stała zaskoczona nie wiedząc co zrobić.
- Zrozumiałaś? - Tsunade powtórzyła. Ostry ton jej głosu sprowadził ją na ziemię. Ukłoniła się okazując jej szacunek.
- Tak zrozumiałam.
- Doskonale. Kakashi Hatake wprowadzi cię we wszystko. - wskazała na jednego z mężczyzn, który wyszedł z cienia. Przyglądała mu się, słuchając jego wypowiedzi. Ostatni raz miała okazję z nim rozmawiać ponad rok temu. Nic się nie zmienił. Gdy skończył mówić dostała trzy teczki i mogła odejść, co też skwapliwie uczyniła.
**********************************************************************************
- Myris miałaś przestać palić. - usłyszała znajomy chłodny ton głosu, który wyrwał ją z niewesołych rozmyślań.
Ledwo się powstrzymała by nie stanąć przed nim na baczność.
- A ty nie powinieneś już być daleko stąd?
- Jak zwykle jesteś miła.
- Ty również.
Zapytała po chwili ciszy.
- Po co przyszedłeś? Chcesz się napawać moją porażką?
- Myris jesteś okropna. Jako twój były dowódca przyszedłem zobaczyć jak dasz sobie radę w nowej sytuacji. Troszczę się o ciebie...
Wstała patrząc na niego. Skąd wiedział?
- Po pierwsze nie nazywaj mnie już tak. Po drugie to moja sprawa. Po trzecie martw się o siebie. Lepiej nie spóźnij się na spotkanie z dowódcą gwardii bo jeszcze każe ci czyścić toalety, szczoteczką do zębów.
Znowu zapadła cisza. Spoglądali na siebie mierząc się wzrokiem. Napięcie rozładowało pojawienie się przy nich czwórki osób.
- Przyszliśmy się pożegnać a oni jak zwykle się kłócą... - zaczął wysoki blondyn.
- Powinniśmy interweniować? - zapytała dziewczyna przeglądając się w lusterku i poprawiając opaskę spinającą jej włosy.
- Chyba nie... Jeszcze nie doszło do rękoczynów.... - stwierdziła druga.
- Przestańcie, nie kłócimy się. To...zwykła wymiana zdań.
- Jasne.
- To oni? Twoja nowa drużyna? - chłopak wskazał na trójkę młodych ludzi kręcących się po boisku.
- Tak. - kiwnęła głową.
- Wyglądają...dosyć zwyczajnie... - wtrącił brunet.
- Hial jeszcze się nie nauczyłeś, iż czasem pozory mylą?
- Ta z różowymi włosami to Haruno ulubienica Piątej. Blondyn to jinchuriki Uzumaki. A tamten na ławce to jeden z Uchiha.
- Doborowa drużyna. - jasnowłosy chłopak zaśmiał się złośliwie.
- Taru przestań.
- Myris czym podpadłaś dowództwu? - kontynuował swój wywód.
- O co ci chodzi?
- Co ty z nimi chcesz robić? Będziesz ich niańczyć aby się nie skaleczyli w paluszek podczas zadań rangi D? A przepraszam może was dopuszczą do C, może do B. Gdy ty będziesz się tu bawić my wyruszamy na prawdziwą misję.
- Mi też się to nie podoba ale wydano mi rozkaz i nie za bardzo mogłam odmówić...Wogóle kto teraz dowodzi jednostką? Tsunade kogoś wam narzuciła?
- Nie, zostawiła nam tą decyzję.
- To ja zostałem tym szczęściarzem. - powiedział dumny z siebie Taru.
- Gratuluję. - starała się uśmiechnąć.
- Dokąd wyruszacie? - Itachi uprzedził pytanie Ayako.
- To misja najwyższej wagi, ranga A lub S. - stwierdziła beztrosko jedna z dziewczyn. - Otrzymaliśmy ważne informacje dotyczące naszego starego przyjaciela. Poza tym...Akatsuki znowu zaczyna wykonywać niepokojące ruchy...
- Jak bardzo niepokojące?
- Uwierz że bardzo skoro wysyła się nas. - dodała osoba nazwana Hialem.
Zamyśliła się nad ich słowami. Czasy robiły się coraz bardziej niebezpieczniejsze.
- Kto zarządza tym cyrkiem? - usłyszała głos Hiala wskazującego na coś palcem. Spojrzeli w tamtym kierunku, obserwując jak Uzumaki robi z siebie kretyna a Sakura uspokaja go na swój sposób.
- Napewno go znacie, to słynny Kopiujący Ninja. - odezwał się Uchiha. - Właśnie nas obserwuje...
- Gdzie jest?
- Tam.
Wszyscy spojrzeli w bok, w kierunku Kakashiego, który stał na dachu sąsiedniego budynku z otwartą książką. Po chwili zeskoczył dołączając do reszty i zaczął im coś tłumaczyć. Widzieli ich zakłopotanie i niedowierzanie. Domyśliła się, iż właśnie zakomunikował o nowej osobie w zespole. Naruto podszedł do siatki ogradzającej boisko i krzyknął, że dłużej nie zamierzają czekać.
- Kiedy wyruszacie?
- Dziś wieczorem. Bądź przy bramie o 20.
- Przyjdę. - stwierdziła zeskakując na chodnik. Gdy się obejrzała wszyscy oprócz Itachiego zniknęli. Posłała mu kpiące spojrzenie i ruszyła przed siebie pewnym krokiem.
- No wkońcu...Cześć jestem...
Ominęła Naruto, który chciał się z nią przywitać i podeszła prosto do jonina.
- Melduję, iż jestem na miejscu.
-Nie musisz tak oficjalnie. Przedstaw się reszcie.
- Nazywam się Imahara Ayako. Dotychczas byłam członkiem Anbu. Wczoraj otrzymałam przydział do drużyny kapitana Hatake. To wszystko co w tej chwili powinniście o mnie wiedzieć.
- Witam cię oficjalnie w siódmej drużynie. To Uzumaki Naruto, Haruno Sakura i Uchiha Sasuke. Mnie znasz. Mam nadzieję, iż szybko się dostosujesz.
- Poprzednim razem nasza współpraca układała się bardzo dobrze, mistrzu. Myślę, że i tym razem będzie podobnie.
-Skądś cię kojarzę... - mruknął Naruto intensywnie się jej przyglądając. - Skądś cię kojarzę...tylko nie wiem skąd....
Miała ochotę dać mu nauczkę by nie podchodził do niej tak blisko. Narazie się powstrzymała.
- Naruto oglądaliśmy wczoraj finał zawodów. Kto tam walczył?
- Brat Sasuke i....To ona! Ona tam była!
- Super odkryłeś amerykę...Odgadłbyś to sam?
- Cisza. Skoro już jesteśmy w komplecie zapraszam was na trening. - oświadczył Kakashi zamykając książkę.
- A ja i Naruto chcieliśmy coś ogłosić. -odezwała się różowowłosa.
- Co takiego? Bierzecie ślub?
- Sasuke nie! Skąd ci to przyszło do głowy! - Sakura poczerwieniała i wyglądała jakby zaraz miała wybuchnąć. - Naruto wrócił z podróży i wieczorem urządzamy małe przyjęcie przy grillu!
-Dobrze już dobrze nie denerwuj się.
**********************************************************************************
Większość dnia spędziła na polu treningowym, gdzie ćwiczyła ze swoimi towarzyszami. Zdążyła już się z nimi pokłócić i wykpić, przez co unikali jej, a Naruto zawziął się, mówiąc że utrze jej nosa. Okazja nadarzyła się po przerwie obiadowej, kiedy Kakashi zgodził się na serię pojedynków. Jego przechwałki skończyły się z chwilą gdy pozbawiony sił wylądował na ziemi. Stała nad nim skrzywiona, jego energia nie przypadła jej do gustu.
- Nie musiałaś tego tak kończyć! - krzyknęła Sakura podbiegając do jasnowłosego. Pomogła mu wstać i usiąść pod drzewem.
- A co dziewczynka się troszeczkę zmęczyła?
-Ja ci zaraz pokażę!
- Przestańcie, na dziś koniec. Możecie iść do domu. Nie zapominajcie o wieczorze w Akihabara.
Zaczęli się rozchodzić. Zbierając swoje rzeczy usłyszała słowa Uzumakiego.
- Mam nadzieję, że jej nie będzie...
- Ciszej usłyszy nas.
- A niech słyszy, mam jej dość. Nie jest nam tutaj potrzebna...Już wiem jak ją nazwę...piekielna zołza...
Z wrażenia upuściła plecak. Powstrzymała wybuch śmiechu. Zebrała swoje rzeczy i chciała odejść ale zatrzymał ją Kakashi. Rozejrzała się zostali sami.
Z wrażenia upuściła plecak. Powstrzymała wybuch śmiechu. Zebrała swoje rzeczy i chciała odejść ale zatrzymał ją Kakashi. Rozejrzała się zostali sami.
- Co ty wyprawiasz?
- Nie rozumiem o co ci chodzi... - uśmiechnęła się niewinnie.
- Przestań przejrzałem cię. Chcesz się na mnie zemścić, skłócić moją drużynę. Po części już ci się to udało.
-Zemścić? Na tobie? - podeszła do niego bawiąc się suwakiem jego kamizelki. - Mój drogi nie bądź śmieszny. Zraniłeś moje uczucia ale nie...Gdybym chciała się na tobie zemścić, zrobiłabym to od razu. Nie czekałabym roku.
- Więc dlaczego się tak zachowujesz?
- Zachowuję się tak jak chcę. Bardzo dobrze wiesz, że nie chcę tu być. Nie chcę współpracować z tobą ani z nimi. Wolałabym być teraz gdzie indziej...
- Bądźmy profesjonalistami. Ten błąd z przeszłości kiedy my...nie powinien stanąć na drodze do celu...
- Błąd? - syknęła. Widać było że ją rozzłościł. - Więc dla ciebie to był błąd?? Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
Wyminęła go wzburzona. Nie sądziła, że tak się zdenerwuje. Zdziwiła się tym, iż jego osoba nadal wzbudza w niej tyle emocji, tym razem negatywnych. Na nic już nie miała ochoty. Postanowiła zrobić siostrze niespodziankę. Kupiła dwie porcje dango i udała się do zakładu fryzjerskiego mieszczącego się na ulicy Jaśminowej. Zastała ją przy pracy. Poczekała aż obsłuży klientkę.
-Jak minął dzień z nową drużyną?
- Koszmarnie....nie wytrzymam z nimi....
-Może nie będzie tak źle?
- No nie wiem. Kakashi już oskarżył mnie o sabotowanie morale jego ukochanego zespołu.
- Chyba żartujesz...
Pokręciła głową delektując się jedzeniem.
- Już nadali mi nowe przezwisko....
- Jakie? - spytała ciekawa.
- Piekielna zołza.
Akane zakrztusiła się kulką. Na twarzy dostała rumieńców a jej oczy przypominały wielkie spodki. Ayako rzuciła się ją ratować. Podała jej wody.
- Piekielna zołza... Ale numer... - wykrztusiła wkońcu śmiejąc się. - Jak nazywali cię w Sekcji A?
- Wiedźma. - uśmiechnęła się kręcąc się na fryzjerskim fotelu.
- Też ładnie. Właśnie co z nimi?
- Wyruszają dziś wykonać kolejne zadanie.
- Dobrze że nie pracuję jako ninja. Nie chciałoby mi się tyle biegać...
- W szkole byłaś najlepsza w klasie.
- To było kiedyś. Wolę fryzjerstwo.
- Jak uważasz. Nie wiesz co tracisz.
- O kolejna klientka. Pomożesz mi potem?
- Jasne.
Dokończyła posiłek obserwując jak Akane, czaruje nożyczkami i robi kolejną cudowną fryzurę. Zanim się obejrzała nastał późny wieczór. Po zamknięciu zakładu pomogła go posprzątać. Zerknęła na zegar, wybiła 20.
- Muszę lecieć, pożegnać się z resztą.
- Pozdrów ich.
- Pozdrowię. - krzyknęła wybiegając na zewnątrz. Przeklinała pogodę. Był ciepły późnowiosenny wieczór. Na ulicach było mnóstwo ludzi. Potrąciła kilka osób i stwierdziła, że szybciej będzie jak pobiegnie górą. Z łatwością przeskakiwała z budynku na budynek. Zdyszana dobiegła do głównej bramy. Rozejrzała się. Czyżby się spóźniła? Podeszła do budki strażniczej i zaczepiła Hagane Kotetsu.
- Czy o 20 wyruszał stąd oddział Anbu?
Zerknął na listę.
- Tak zameldowali się i już wyruszyli. A co?
-Nie nic.
Podeszła bliżej wyjścia patrząc tęsknie w kierunku ciemnego lasu. Ciekawe co zrobiłaby Tsunade, gdyby złamała rozkaz. Po chwili się odwróciła i cofnęła o krok widząc tuż za sobą uśmiechniętą Haruno.
- Nawet o tym nie myśl.
- Znasz moje myśli czy masz szklaną kulę.
- Ani to ani to ale...słyszałam co nieco o tobie.
- Jakieś wnioski?
- Narazie zatrzymam je dla siebie. Nie martw się nic im nie będzie.
Chciała ją minąć, zatrzymała się wpół kroku.
- Mylisz się co do mnie. Ja o nikogo się nie martwię. - powiedziała cicho i ruszyła w drogę powrotną.
- Przyjdziesz do restauracji?
- Raczej nie.
-Jak minął dzień z nową drużyną?
- Koszmarnie....nie wytrzymam z nimi....
-Może nie będzie tak źle?
- No nie wiem. Kakashi już oskarżył mnie o sabotowanie morale jego ukochanego zespołu.
- Chyba żartujesz...
Pokręciła głową delektując się jedzeniem.
- Już nadali mi nowe przezwisko....
- Jakie? - spytała ciekawa.
- Piekielna zołza.
Akane zakrztusiła się kulką. Na twarzy dostała rumieńców a jej oczy przypominały wielkie spodki. Ayako rzuciła się ją ratować. Podała jej wody.
- Piekielna zołza... Ale numer... - wykrztusiła wkońcu śmiejąc się. - Jak nazywali cię w Sekcji A?
- Wiedźma. - uśmiechnęła się kręcąc się na fryzjerskim fotelu.
- Też ładnie. Właśnie co z nimi?
- Wyruszają dziś wykonać kolejne zadanie.
- Dobrze że nie pracuję jako ninja. Nie chciałoby mi się tyle biegać...
- W szkole byłaś najlepsza w klasie.
- To było kiedyś. Wolę fryzjerstwo.
- Jak uważasz. Nie wiesz co tracisz.
- O kolejna klientka. Pomożesz mi potem?
- Jasne.
Dokończyła posiłek obserwując jak Akane, czaruje nożyczkami i robi kolejną cudowną fryzurę. Zanim się obejrzała nastał późny wieczór. Po zamknięciu zakładu pomogła go posprzątać. Zerknęła na zegar, wybiła 20.
- Muszę lecieć, pożegnać się z resztą.
- Pozdrów ich.
- Pozdrowię. - krzyknęła wybiegając na zewnątrz. Przeklinała pogodę. Był ciepły późnowiosenny wieczór. Na ulicach było mnóstwo ludzi. Potrąciła kilka osób i stwierdziła, że szybciej będzie jak pobiegnie górą. Z łatwością przeskakiwała z budynku na budynek. Zdyszana dobiegła do głównej bramy. Rozejrzała się. Czyżby się spóźniła? Podeszła do budki strażniczej i zaczepiła Hagane Kotetsu.
- Czy o 20 wyruszał stąd oddział Anbu?
Zerknął na listę.
- Tak zameldowali się i już wyruszyli. A co?
-Nie nic.
Podeszła bliżej wyjścia patrząc tęsknie w kierunku ciemnego lasu. Ciekawe co zrobiłaby Tsunade, gdyby złamała rozkaz. Po chwili się odwróciła i cofnęła o krok widząc tuż za sobą uśmiechniętą Haruno.
- Nawet o tym nie myśl.
- Znasz moje myśli czy masz szklaną kulę.
- Ani to ani to ale...słyszałam co nieco o tobie.
- Jakieś wnioski?
- Narazie zatrzymam je dla siebie. Nie martw się nic im nie będzie.
Chciała ją minąć, zatrzymała się wpół kroku.
- Mylisz się co do mnie. Ja o nikogo się nie martwię. - powiedziała cicho i ruszyła w drogę powrotną.
- Przyjdziesz do restauracji?
- Raczej nie.